Kilian Jornet Burgada do swojego niesamowitego dorobku dołożył kolejny wyczyn z gatunku spektakularnych – hiszpański ultramaratończyk w ciągu 8 dni wbiegł na 177 szczytów w swoich rodzinnych Pirenejach. Katalończyk pokonał łączny dystans 485.65 km i 43 000 m przewyższenia, a do przemieszczania się pomiędzy dłuższymi odcinkami używał tylko i wyłącznie siły własnych mięśni, wybierając rower jako środek transportu. Jornet opisał to wyzwanie nie tylko jako sprawdzian wytrzymałości fizycznej i psychicznej, ale także sentymentalny powrót w góry, które ukształtowały go w młodości.
Pirenejskie szczyty Vignemale, Monte Perdido czy Aneto to ważne cele dla wielu miłośników gór. Były też takimi przed laty dla Kiliana Jorneta. Z tego powodu utytułowanemu ultramaratończykowi od dłuższego czasu marzył się powrót w Pireneje, do szczytów i szlaków, na których stawiał swoje pierwsze kroki jako biegacz górski.
„W tym roku chciałem wziąć udział w kilku zawodach, ale niestety uniemożliwiła mi to kontuzja. Po wyzdrowieniu zacząłem rozważać różne projekty i wpadłem na pomysł wbiegnięcia na wszystkie szczyty Pirenejów o wysokości ponad 3000 metrów. Miałem pomysł w głowie, ale nie wiedziałem, czy będzie to wyzwanie możliwe do realizacji, czy wręcz może będzie to szaleństwo. Po konsultacjach i radach osób, które doskonale znają szlaki Pirenejów, zdecydowałem się to zrobić.”
– wyjaśnia Kilian Jornet.
Swoją pirenejską odyseję Jornet zaczął od wbiegnięcia na szczyt Frondelli w Huesca, następnie kontynuował zdobywając takie wierzchołki jak Balaitus, Garmo Negro, Vignemale, Cilindro de Marbore, Monte Perdido, Pic Long, Posets, Aneto, Sayo i Montcalm. Ostatnim, 177 szczytem na jego liście, był położony na granicy hiszpańsko-francuskiej Pica d’Estats. Dla Jorneta w pewnym sensie symboliczny, bo najwyższy w całej Katalonii. To właśnie tam zakończył swoją przygodę, nie kryjąc wzruszenia.
„Ponowne odkrycie szczytów, których już nie pamiętałem, było spektakularnym doświadczeniem pod względem fizycznym, emocjonalnym i psychicznym”
– powiedział Jornet.
„Z drugiej strony jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłem. W tej chwili jestem wyczerpany, ale bardzo szczęśliwy. Cieszyłem się każdym krokiem i zgromadziłem wspomnienia, które zostaną ze mną na całe życie”.
– podsumował
Cóż możemy dodać – czapki z głów!
Źródło: desnivel.com & explorersweb.com