Jedną z atrakcji Krupówek w ostatnim czasie była możliwość zrobienia sobie zdjęcia z sową płomykówką. Atrakcja dość wątpliwa, szczególnie dla ptaka. Mimo to byli turyści, którzy z niej korzystali. Z końcem lutego jednak się ona zakończyła. Do akcji wkroczyły służby KAS i przejęły dręczone zwierzę. Sprawa trafiła do Prokuratury, a zmęczony ptak z powyrywanymi piórami do lekarza weterynarii.
Sprawą wątpliwej atrakcji na Krupówkach, tj. wspólnych fotografii z chronioną w Polsce sową płomykówką, zainteresowali się funkcjonariusze z Małopolskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Krakowie (MUCS). To oni wraz z funkcjonariuszami Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem zabrali w środę, 28 lutego, jej właścicielowi ptaka.
„Płomykówka, tak jak wiele innych sów, jest gatunkiem chronionym konwencją CITES i polskimi przepisami o ochronie przyrody. Pomijając aspekt prawny, sowy to nocne ptaki drapieżne. Zmuszanie ich do aktywności w dzień jest po prostu znęcaniem się nad nimi” – poinformowała zainteresowanych zastępca naczelnika MUCS, Małgorzata Woźniak-Socha.
Sowa trafiła na badania do lekarza weterynarii. Tam też zostanie do czasu zakończenia postepowania. Sprawą mężczyzny, który proponował turystom wątpliwą atrakcję, zajęła się KPP w Zakopanem, aby następnie skierować ją do Prokuratury i do Sądu. Ten, jak podaje małopolskie KAS, zapewne orzeknie przepadek sowy na rzecz Skarbu Państwa, a wtedy Ministerstwo Klimatu i Środowiska będzie mogło wskazać jej nowy dom. Być może będzie to naturalne środowisko ptaka. Nie podano bowiem do wiadomości, czy mężczyzna oferujący możliwość zdjęcia z sową, posiadał pozwolenie na posiadanie płomykówki, wydawane przez regionalną dyrekcję ochrony środowiska. Można jednak wnioskować, że skoro wszczęto postępowanie wobec niego, to nie ma takowego dokumentu. Tym bardziej, że stan zdrowia płomykówki nie należał do najlepszych. W przekazanych przez KAS informacjach jest bowiem zaznaczone, że zwierzę było osowiałe, przemęczone i kiwało się na boki. Ponadto nie posiadało drążka, a także miało przycięte i powyrywane pióra.
„Każdy, kto chciałby pochwalić się w social mediach zdjęciem z dzikim zwierzęciem powinien mieć z tyłu głowy, że bierze udział w dręczeniu. Nie uczmy tego naszych dzieci!” – apeluje Woźniak-Socha.
Źródło: KAS