Nowa „Chatka Puchatka” jeszcze zanim powstała zaczęła budzić niezadowolenie i kontrowersje wśród turystów. Teraz jest jeszcze gorzej. Właścicielom zarzucają oni, że wybudowali sobie piękny dom, w pięknym miejscu pod pretekstem schronu. O co chodzi?
Zburzenie starego schronu Lutka, „Chatki Puchatka”, od początku wywoływało wśród wędrowców górskich wiele kontrowersji i niezadowolenia. Pomimo braku jakichkolwiek wygód, wody, czy prądu, byli zadowoleni i doceniali atmosferę tego miejsca. Dziś, gdy w tym miejscu stanął nowoczesny schron z wodą, toaletami, ławkami, energią, panelami fotowoltaicznymi, wiele osób nie kryje swego oburzenia. Dlaczego?
Social Media dotyczące Bieszczadów, aż grzmią od negatywnych opinii na temat „Chatki Puchatka”. Choć trzeba przyznać, że zaraz po otwarciu wiele osób było zachwyconych warunkami i doceniało zmiany, wszystko obróciło się o 180 stopni w ciągu ostatnich dni. Po pierwsze schron wprowadził czasowe ograniczenie korzystania z niego. Dostępny jest wyłącznie od wtorku do niedzieli od 8 do 16.00. Kolejna rzecz to dostępność bufetu, według turystów można w nim kupić wyłącznie kawę lub herbatę, w małych kubkach. Cena napoju to 10 zł. Nie to jednak jest najgorsze według wędrowców. Najbardziej oburza ich fakt, że nie ma możliwości zakupu zwykłej wody. Co więcej, w schronisku właściciele nie udostępniają nawet zwykłej przegotowanej, ani bezpłatnie, ani za opłatą.
Uczestnik grupy Bieszczady napisał:
„Chatka Puchatka sprzedaje tylko herbatę i kawę w mikroskopijnych naczyniach. Przyszedłem z Ustrzyk wymęczony i odwodniony. Po tym, gdy mnie poinformowano, że nie ma sprzedaży (innych) napojów to poprosiłem o wodę do butelki usłyszałem, że nie mamy zimnego wrzątku”.
„Po co komu taka chata ,skoro jest czynna tylko w wybrane dni i o określonych godzinach. A to, co jest w niej serwowane to czysty absurd …to nie to, co stara Chatka Puchatka, jaka była taka była, ale klimat i jajecznica to wspomnienie wspaniałych chwil tam spędzonych”- komentuje pani Ewa.
Pani Michalina zaś porównuje „za PRL gdy to jeszcze było Schronisko „Pod Psem” nigdy nie odmówiono turyście noclegu choćby na glebie i wrzątku. Szkoda, że ten PRL zniknął”.
Post uczestnika grupy Bieszczady można by uznać za hejt, ale popiera go bardzo duża ilość członków grupy, potwierdzając jego słowa.
Brak możliwości otrzymania wody i ograniczona dostępność schroniska to podobno niejedyne problemy. Są też te związane z brakiem czynnych toalet, jak również możliwością noclegu. Turystom nie podoba się, że nawet przy dużej ilości osób w schronisku, to udostępnia wyłącznie toalety w budynku. Te na zewnątrz stoją zaś zamknięte. Udostępnione są natomiast tam dwa Toi Toi. Jak podał pan Rafał „a Toi Toi stoją jak stały. Toalety pozamykane, ściemniają, że zepsute”. Potwierdziła to również między innymi pani Małgosia „Byłam dzisiaj bardzo zdziwiona informacją na drzwiach toalety, że toaleta czynna tylko w sezonie letnim, a w środku schroniska była kartka, że awaria…”.
Niestety, padły też dość ostre słowa w dyskusji na temat nowej „Chatki Puchatka” i nieprzyjemne dla właścicieli oskarżenia. „Wygląda na to, że ktoś sobie za pieniądze podatników zbudował prywatny dom z widokiem i serwuje tylko kawę i herbatę. Idea schroniska tutaj upadła. Oni się określają jako schron. Noclegi są podobno awaryjnie w sieni. Ciekawe, czy kiedykolwiek będą normalne noclegi na łóżkach w pokojach”. Pomimo wielu negatywnych opinii, jest też spora grupa obrońców schronu i osób, które nie wierzą w takie absurdalne dla nich sytuacje. „Bardzo bym chciał, żeby to był fejk… Po tylu miesiącach hejtu na nowe schronisko jego zarządca/właściciel powinien zrobić wszystko, żeby podtrzymać lub nawet rozwinąć legendę starej Chatki Puchatka” – napisał Pan Grzegorz.
Są też tacy, którzy uważają, że to wina uczestnika grupy. Zabrał ze sobą za mało prowiantu i przede wszystkim wody. Zwracają oni uwagę na to, że wybierając się w góry, trzeba się odpowiednio przygotować. Spakować się tak, jakby po drodze w ogóle nie było żadnego schroniska. Złe przygotowanie do wyprawy może bowiem grozić przykrymi skutkami. Zwraca się uwagę również na to, że nowy schron dopiero zaczął swoje funkcjonowanie. Zapewne będzie się dopiero w tej kwestii rozwijał. Ponadto nie jest to pięciogwiazdkowy hotel i należy brać to pod uwagę. Awarie zaś mogą się zdarzyć, nawet przy zastosowaniu najbardziej nowoczesnych technologii.
Co więcej, doświadczeni wędrowcy podkreślają również, że niektórzy nie powinni wybierać się na górskie szlaki. Nie potrafią bowiem docenić panujących w nich specyficznych warunków i braku cywilizacji. „Góry to nie deptak, nie ma kiosku” – pisze pan Jan. „Powoli, niech się oswoi nowa załoga” – dodaje pan Zbigniew. Pani Ania nie kryje zaś zdziwienia „nowoczesne wędrowanie bez wody…”. Popiera ją również pan Robert „na taką wyprawę trzeba mieć swoje pożywienie i wodę, nie wiedziałeś?”. Pan Walery zauważa zaś „to nie jest schronisko i nie podlega pod PTTK”. Rob zaś wyśmiewa narzekających „Sushi pewnie też nie było. Jak ludzie kiedyś chodzili w góry”?
Co na to sam Lutek, założyciel schronu „Chatka Puchatka”, który został zburzony? Pani Kasia podała, że rozmawiała z nim, ale jeszcze nie wybrał się do nowego obiektu. „Rozmawiałam w sierpniu z p. Lutkiem i powiem Wam, że nie był jeszcze w nowej Chacie…”.
We wrześniu Bieszczadzki Park Narodowy poinformował, że schron umożliwi noclegi od października. „W chwili obecnej schron będzie czynny w godzinach 8.00 – 16.00. Pozostawanie w schronie na noc udostępnione zostanie od października (w schronie nie będzie prowadzona rezerwacja miejsc noclegowych), z przyczyn organizacyjnych w poniedziałki dostępna dla odwiedzających będzie jedynie sień (korytarz)”. 7 października wydał też komunikat: „Zdajemy sobie sprawę, iż wiele osób będzie podziwiać krajobrazy na Połoninie Wetlińskiej, prosimy o uwzględnienie, iż sala turystyczna w schronie ma określoną pojemność (może tam przebywać ok. 50 osób jednocześnie), podobnie jak zbiorniki z wodą deszczową wykorzystywane do celów sanitarnych. Dlatego prosimy o skorzystanie z ławek na tarasach widokowych i ustawionych tam toalet przenośnych”.